"Czas Czerwonych Gór" jest powieścią debiutancką, więc można ją potraktować w specjalny sposób zakładając, że albo autorka dopiero wprawia się i kolejne jej książki będą lepsze, albo, że to był wybuch talentu, a pozostałe utwory to spadek formy. Innych powieści Hulovej nie znam, nie mam więc odniesienia.
Wędruję zatem z bohaterką przez Mongolię, odwiedzam Ułan Bator, towarzyszę przy pochówku (chociaż to nie pochówek) babci, widzę rozpacz rodziców po stracie najstarszej córki, czuję obrzydzenie jaki czuła bohaterka, gdy została zgwałcona... i nudzę się straszliwie. Już wiem, że nie dam rady doczytać tej książki. Autorka wybrała taką narrację, która mnie męczy. Która wyjątkowo mi nie odpowiada - monolog. Przez zniechęcenie formą pewnie nie dostrzegam tego, co ważne w treści. Ale czasami, po prostu się nie da...
Wędruję zatem z bohaterką przez Mongolię, odwiedzam Ułan Bator, towarzyszę przy pochówku (chociaż to nie pochówek) babci, widzę rozpacz rodziców po stracie najstarszej córki, czuję obrzydzenie jaki czuła bohaterka, gdy została zgwałcona... i nudzę się straszliwie. Już wiem, że nie dam rady doczytać tej książki. Autorka wybrała taką narrację, która mnie męczy. Która wyjątkowo mi nie odpowiada - monolog. Przez zniechęcenie formą pewnie nie dostrzegam tego, co ważne w treści. Ale czasami, po prostu się nie da...
Komentarze