Ładne wydane, z interesującą okładką. Sama opowieść mniej zajmującą niż by się mogło zdawać. Czytamy relację kaligrafa, który przez różne zawirowania losu stał się pracownikiem Woltera. Ten wysyła go do Tuluzy, potem do Paryża. W tle jakaś plączę się nieszczęśliwa rodzina, w której ojciec popełnił synobójstwo. Dodatkowym elementem gmatwającym całość jest osoba von Kneppera i jego sztucznych ludzi. Uczciwie przeczytałam do połowy, a później poczułam, że szkoda czasu.
Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...
Komentarze