Książka Ewy Madeyskiej opowiada historię Anieli, dziewczynki, dziewczyny, kobiety, która żyła wśród ortodoksyjnych katolików jeśli chodzi do dopełnianie obowiązków widocznych i jednocześnie wśród osób, które toksycznie wpływały na najbliższych. Matka Anieli, mąż Anieli i jego matka narzucali dziewczynie swoje patrzenie na świat odmawiając jej jednocześnie dostępu do katolickiego świata przez swoje, nacechowane patologią, zachowania. Interesujący jest język jakim Madeyska przedstawia nam tę historię. Warto zerknąć, choćby z ciekawości.
Aniela przypomniała sobie, że On śpiewy lubi, bo babcia Jakuba zawsze powtarzała, że kto śpiewa na chwałę Pana Boga, ten podwójnie się modli. Jakby lepiej. Jakby mocniej. Jakby szlachetniej. Brała więc Aniela pod krzyż książeczkę do nabożeństwa i po różańcu, po ostatniej zdrowaśce, leciała po kolei: w parzyste dni pieśni wielkopostne, ludu mój ludu; w nieparzyste dni kolędy, Jemu wdzięcznie przygrywajcie; w niedzielę, która była siódma, dlatego nie wiadomo jaka, chyba specjalnej - jak Kryśka - troski, śpiewała wszystko, co nie było postnym smętem albo bożonarodzeniowym ust pląsaniem, u drzwi Twoich stoję Panie, czekam na Twe zmiłowanie.
Aniela przypomniała sobie, że On śpiewy lubi, bo babcia Jakuba zawsze powtarzała, że kto śpiewa na chwałę Pana Boga, ten podwójnie się modli. Jakby lepiej. Jakby mocniej. Jakby szlachetniej. Brała więc Aniela pod krzyż książeczkę do nabożeństwa i po różańcu, po ostatniej zdrowaśce, leciała po kolei: w parzyste dni pieśni wielkopostne, ludu mój ludu; w nieparzyste dni kolędy, Jemu wdzięcznie przygrywajcie; w niedzielę, która była siódma, dlatego nie wiadomo jaka, chyba specjalnej - jak Kryśka - troski, śpiewała wszystko, co nie było postnym smętem albo bożonarodzeniowym ust pląsaniem, u drzwi Twoich stoję Panie, czekam na Twe zmiłowanie.
Komentarze