Niewielkiej grubości książka zawiera trzy opowiadania Mandelsztama: "Szubę", "Prozę czwartą" i tytułową "Podróż do Armenii".
Mamy biblię prozy, ale jej nie cenimy. Są to opowiadania Zoszczenki. I tego jedynego pisarza, który pokazał nam człowieka pracy musieliśmy oczywiście wdeptać w błoto. A ja domagam się dla Zoszczenki pomników we wszystkich miastach i miasteczkach Związku Radzieckiego, jak dla dziadka Kryłowa w Ogrodzie Letnim.
Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie urok kobiety przybiera na sile, jeśli jest to młoda podróżniczka w delegacji naukowej, jeśli przeleżała pięć dni na twardej ławce pociągu do Taszkientu, jeśli świetnie orientuje się w łacinie Linneusza, jeśli określiła swoje stanowisko w sporze między lamarkistami i epigenetykami, a soja i bawełna nie są jej obce.
Kiedyś w Abchazji, na wysokości kilku setek stóp nad poziomem morza, natknąłem się na rozsypisko północnych poziomek. Niedorosłe lasy pokrywały wszystkie pagórki. Chłopi motykowali słodką czerwonkawą ziemię, przygotowując dołki pod botaniczną rozsadę. Uradowały mnie te koralowe pieniądze północnego lata. Dojrzałe żelaziste jagody wisiały jak trójdźwięki i pięciodźwięki. Śpierwały gromadnie, jak z nut.
Mamy biblię prozy, ale jej nie cenimy. Są to opowiadania Zoszczenki. I tego jedynego pisarza, który pokazał nam człowieka pracy musieliśmy oczywiście wdeptać w błoto. A ja domagam się dla Zoszczenki pomników we wszystkich miastach i miasteczkach Związku Radzieckiego, jak dla dziadka Kryłowa w Ogrodzie Letnim.
Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie urok kobiety przybiera na sile, jeśli jest to młoda podróżniczka w delegacji naukowej, jeśli przeleżała pięć dni na twardej ławce pociągu do Taszkientu, jeśli świetnie orientuje się w łacinie Linneusza, jeśli określiła swoje stanowisko w sporze między lamarkistami i epigenetykami, a soja i bawełna nie są jej obce.
Kiedyś w Abchazji, na wysokości kilku setek stóp nad poziomem morza, natknąłem się na rozsypisko północnych poziomek. Niedorosłe lasy pokrywały wszystkie pagórki. Chłopi motykowali słodką czerwonkawą ziemię, przygotowując dołki pod botaniczną rozsadę. Uradowały mnie te koralowe pieniądze północnego lata. Dojrzałe żelaziste jagody wisiały jak trójdźwięki i pięciodźwięki. Śpierwały gromadnie, jak z nut.
Komentarze