Z licealną lekturą mierzyłam się z nabożną czcią i podziwem. Trend był taki, żeby się zachwycać. Bo Bułhakow, bo Rosja, bo wielkie pisarstwo jeszcze większego kraju. Zatem zachwycałam się, choć gdyby ktoś parę dni temu poprosił mnie o streszczenie powieści nie powiodłoby mi się to zadanie.
Mistrz i Małgorzata, z jakimi zmierzyłam się teraz, byli nieco odarci z atmosfery narzucananej w liceum, ale przyznaję nie dość odarci. Oczekiwałam fajerwerków. I może czytałam powieść w niesprzyjających warunkach, albo do niej nie dorosłam, albo jeszcze coś, czego określić nie potrafię.
Przeczytałam. Nieco mnie po drodze znudziło. Rozbawiło zderzenie przaśnej i konsumpcyjnej codzienności z siłami nieczystymi. Kurtuazja wobec Małgorzaty (damy nie częstuje się wódką, bo to uwłaczające - damie proponuje się spirytus), twarde traktowanie plotkujących mężczyzn podlane sztukami pseudomagicznymi bywa zabawne, ale jakoś nie zachwyca.
Przyniosłam dziś z biblioteki książkę Witalija Ruczinskiego pt. "Powrót Wolanda albo nowa diaboliada".
Mistrz i Małgorzata, z jakimi zmierzyłam się teraz, byli nieco odarci z atmosfery narzucananej w liceum, ale przyznaję nie dość odarci. Oczekiwałam fajerwerków. I może czytałam powieść w niesprzyjających warunkach, albo do niej nie dorosłam, albo jeszcze coś, czego określić nie potrafię.
Przeczytałam. Nieco mnie po drodze znudziło. Rozbawiło zderzenie przaśnej i konsumpcyjnej codzienności z siłami nieczystymi. Kurtuazja wobec Małgorzaty (damy nie częstuje się wódką, bo to uwłaczające - damie proponuje się spirytus), twarde traktowanie plotkujących mężczyzn podlane sztukami pseudomagicznymi bywa zabawne, ale jakoś nie zachwyca.
Przyniosłam dziś z biblioteki książkę Witalija Ruczinskiego pt. "Powrót Wolanda albo nowa diaboliada".
Komentarze