Nie pamiętam już gdzie, ale kupiłam wegetariańskie książki kucharskie. One przeprowadzają się ze mną wszędzie. Jest w nich mnóstwo przepisów na pasty, pasztety, sałatki. Są zaczytane, mnóstwo w nich dopisków. Potem, dawno temu, dostałam w prezencie "Kuchnię Śląską". Lubiłam ją czytać, ot tak do poduszki, bo z przepisów wyłaniał się obraz śląskiej kultury, która mnie fascynowała i wciąż fascynuje. Książkę Neli Rubinstein kupiłam w prezencie Mamie i potem w czasie Bożego Narodzenia, objedzona do wypęku, zaczytywałam się we wspomnieniach Pani Neli przeplatanych przepisami. Gdzieś po drodze przewertowałam książkę Pani Ćwierciakowiczówny, Chmielewskiej i pewnie wiele innych, które specjalnie nie utkwiły mi w pamięci. Z "Biblijnej uczty" dowiedziałam się, jak otwierać granaty, by nie pochlapać siebie i wszystkiego wokoło i zaprzyjaźniłam się z kilkoma prostymi przepisami. Niedawno dostałam w prezencie "Gotowe w 30 minut", ale na razie książka leży i czeka na oswojenie. Oprócz książek przepisy notuję, jak Mama i Babcia, w zeszycie. Dwa dni temu widziałam w księgarni "Kuchnię z Zielonego Wzgórza"; ślicznie wydaną, zachęcająco uśmiechającą się ciepłem kuchni Maryli. Przypomniałam sobie jednak leguminy i budynie z chleba i nie zdecydowałam się na zabranie książki do domu.
Nie pamiętam już gdzie, ale kupiłam wegetariańskie książki kucharskie. One przeprowadzają się ze mną wszędzie. Jest w nich mnóstwo przepisów na pasty, pasztety, sałatki. Są zaczytane, mnóstwo w nich dopisków. Potem, dawno temu, dostałam w prezencie "Kuchnię Śląską". Lubiłam ją czytać, ot tak do poduszki, bo z przepisów wyłaniał się obraz śląskiej kultury, która mnie fascynowała i wciąż fascynuje. Książkę Neli Rubinstein kupiłam w prezencie Mamie i potem w czasie Bożego Narodzenia, objedzona do wypęku, zaczytywałam się we wspomnieniach Pani Neli przeplatanych przepisami. Gdzieś po drodze przewertowałam książkę Pani Ćwierciakowiczówny, Chmielewskiej i pewnie wiele innych, które specjalnie nie utkwiły mi w pamięci. Z "Biblijnej uczty" dowiedziałam się, jak otwierać granaty, by nie pochlapać siebie i wszystkiego wokoło i zaprzyjaźniłam się z kilkoma prostymi przepisami. Niedawno dostałam w prezencie "Gotowe w 30 minut", ale na razie książka leży i czeka na oswojenie. Oprócz książek przepisy notuję, jak Mama i Babcia, w zeszycie. Dwa dni temu widziałam w księgarni "Kuchnię z Zielonego Wzgórza"; ślicznie wydaną, zachęcająco uśmiechającą się ciepłem kuchni Maryli. Przypomniałam sobie jednak leguminy i budynie z chleba i nie zdecydowałam się na zabranie książki do domu.
Komentarze